wtorek, 26 lutego 2013


Niedługo połowa cyklu, a ja jakoś nie czuję, żeby coś tam się działo dobrego w moim organizmie. Szkoda, ze nie ma takich podręcznych, małych przyrządów, służących podglądaniu, co tam się dzieje:) Coś czuje, ze sprawdzałabym kilka razy dziennie... Nie wiem dlaczego moje hormony nie chcą współpracować, tylko zazwyczaj strajkują. Niedługo pewnie wybiorę się do mojego bioenergoterapeuty, żeby podzielił się ze mną jakimiś dobrymi prądami. Ostatnio po wizycie u niego dobry humor mnie nie opuszczał:) Śmieszy mnie ta cała sytuacja jakoś... Nie do końca wierzę w słuszność tego wyboru, ale pocieszam się to najwyżej strata kilku miesięcy. Potem już bardziej racjonalne, medyczne sposoby trzeba będzie zastosować... Pewnie znów stymulacja cyklu, a jak i to nie wyjdzie, to zostało jeszcze nam badanie na wrogość śluzu. A potem, to już nie wiem... Klinika Leczenia Niepłodności? Jakoś staram się o tym nie myśleć... Ciągle żyję złudną nadzieją...

poniedziałek, 18 lutego 2013

:(

Ehh... Jak zwykle niezawodna @ się pojawiła. No trudno. Smutno trochę, ale nie jest to duże zaskoczenie. Tego się spodziewałam. Jak to się mówi nowy cykl, nowe nadzieje? Chciałabym ich mieć ciut więcej, bo jakoś tak czuję, że ta nadzieja na wykończeniu... Jestem strasznie wkurzona na tą całą sytuację, na to swoją niemoc! Gdybym tylko wiedziała że zobaczę kiedyś te dwie kreseczki na teście, mogłabym czekać jeszcze kilka lat bez narzekania.Tylko kto mi da gwarancję, że to marzenie się kiedykolwiek spełni?  to pełne napięcia oczekiwanie na coś, co może nigdy nie nadejść, jest okropnie wymęczające psychicznie...T

czwartek, 14 lutego 2013

 Nadzieja


Mimo tego, że tak naprawdę moje szanse na to by być w ciąży w tym cyklu są prawie zerowe- zero stymulacji, zero monitoringu, zero leków, to mimo wszystko tli się ta głupia nadzieja, że może zdarzy się naturalny cud:) Czekam jeszcze kilka dni z tą głupia i nieuzasadnioną nadzieją. Przynajmniej jednak takie starania naturalne, bez stymulacji, nie są takie stresujące i żal, gdy pojawia się okres, już nie taki mocny. O ileż większe ma się oczekiwania i nadzieję, gdy ingeruje medycyna...Także zobaczymy, czy natura zrobiła się dla mnie chociaż trochę łaskawsza:) Podobno nadzieja umiera ostatnia...

sobota, 9 lutego 2013

Refleksja

W swoich staraniach o bobasa staram się robić wiele rzeczy zajmujących czas, żeby tylko nie myśleć o tym, że się staram:). Niestety to jest niemożliwe do końca, bo jakoś w środku zawsze siedzi myśl -  ,,chcę mieć dziecko, a nie mogę,,. Jeszcze częściej pojawiają się te myśli, gdy ktoś w otoczeniu zachodzi w ciążę. Moja młodsza siostra ma już 1,5 roczną dziewczynkę, a mój jeszcze młodszy brat, niedawno dowiedział się o tym, że będzie tatą. Ja w tym gronie nie czuję się komfortowo...Chociaż nikt nigdy nie dał mi odczuć tego, że jestem z czegoś wykluczona. Tak naprawdę chyba sama się wykluczam...Cieszę się ogromnie z tych dzieciaczków, ale jednocześnie czuje taki żal i smutek w sercu... I trzeba z tym żyć. Ale ta choroba zabrała mi już tyle radości życia...Czy to musiało być takie trudne?

czwartek, 7 lutego 2013

 Niepłodność

Na początku trudno przed samym sobą przyznać się, że ma się problem z zajściem w ciążę. Przekonuje się samego siebie, że to minie, że to tylko chwilowa niemożność. Chyba najgorszy jest moment, gdy usłyszy się to słowo -,, niepłodność,, skierowane do siebie, od kogoś innego. Trzeba wtedy stanąc przed faktem dokonanym. Pamiętam ten wypis ze szpitala po laparoskopii i rozpoznanie: niepłodność pierwotna. Ciężkie to... Teraz już to słowo tak nie uderza. Człowiek jednak potrafi się do wszystkiego przyzwyczaić... Nie wiem czy podjęłam dobra decyzję rezygnując na te kilka miesięcy z lekarzy. Na razie przyjmuje jakieś lekarstwo na bazie ziół, które ma uregulować moje hormony. No i pije też ziółka, polecone przez dziewczyny z bociana. Zobaczymy. Na razie to wydaje mi się, że owulacji nie było lub była bardzo wcześnie. Pozostaje czekać i liczyć na mały cud:)

wtorek, 5 lutego 2013

Pesymizm

Myśl o tym, żeby mieć dzieci pojawiła się u mnie dość wcześnie. Szybko instynkt macierzyński dał znać o sobie:) Zawsze jednak w tyle głowy kołatała się mi myśl, że nie będę tych dzieci mieć, że pojawią się pewne problemy, które uniemożliwią ich posiadanie. Nie wiem naprawdę skąd te czarne myśli. Najgorsze jest to, że w pewnym momencie sama w to uwierzyłam... Potem poznałam tego właściwego, był ślub i jakiś czas potem zaczęły się starania. Bardzo chciałam tego dziecka, ale sama nie wierzyłam, że zajdę w ciąże. Wiem, że to strasznie głupio brzmi, ale tak właśnie było. Mój mąż zbytnio się nie martwił. On wierzył, że nie wszyscy mają tak łatwo i że w końcu musi się udać. Niestety... Spełniły się moje czarne przepowiednie. Mój lekarz uparcie twierdził, że nie ma podstaw do niepokoju i trzeba uzbroić się w cierpliwość i próbować. I tak minęły dwa lata... Zdecydowałam się zmienić lekarza, który zdecydowanie przystąpił do diagnostyki... Badanie hormonów, armii męża, obserwacja cyklu. No i w końcu laparoskopia. No jak już pisałam wyszły pewne niepokojące rzeczy. Endometrioza I stopnia, podwyższona prolaktyna, która sprawia, że owulacja nie zawsze jest. Leczyłam się przez rok- stymulacje cyklu - clo i duphaston. Na razie bez rezultatów. Postanowiłam zrobić sobie przerwę od lekarzy i przez kilka miesięcy spróbować czegoś innego. Wiem, że dla niektórych może być to conajmniej dziwne, ale chce zaryzykować. Miesiąc temu poszłam do bioenergoterapeuty. Dlaczego? Bo znam kilka potwierdzonych przypadków osób, które poszły do niego z takim samym problemem, a teraz cieszą się ze swoich maleństw. Dla mnie samej jest to dziwna sytuacja, bo jestem raczej racjonalnym człowiekiem, ale mogłabym kiedyś żałować, że tego nie spróbowałam. Zobaczymy co czas pokaże:)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Z myślą o tym, by zacząć pisać swoją historię nosiłam się już od dawna. Nie wiem nawet czy ktoś będzie miał ochotę to czytać:) Robię więc to przede wszystkim dla siebie:) Gdy byłam młodsza spisywałam wiele w swoim zeszytowym pamiętniku i teraz z chęcią do niego wracam:) Wierzę więc, że i tutaj uda mi się stworzyć coś ciekawego:) Od kilku miesięcy zawzięcie podczytuje blogi osób, które stanęły przed podobnym problemem jak ja. Od 3 lat staram się, by nasza dwuosobowa rodzina się powiększyła. Na razie bez rezultatu:( Ale ciągle wierze, że się uda.  Bo w końcu musi...Prawda? Jak na razie trudno wskazać jednoznaczny powód tego, dlaczego nam się nie udaje. Może to wina zbyt wysokiej prolaktyny? Zbijanej lekarstwami, a jednak ciągle nieokiełznanej. Może moja endometrioza? Według mojego lekarza - nieznaczna i taka, którą nie powinno się przejmować. A może to, że moje owulacje raz są a raz ich nie ma? Pewnie to wszystko po trochu sprawia, że jest tak ciężko...Na razie robię sobie przerwę od lekarzy. Kilka miesięcy wytchnienia od tego myślenia i złudnej nadziei, da mi siłę do walki od nowa...

Update:)

Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...