piątek, 16 marca 2018

Wizyta

Jestem już po pierwszej wizycie. Zobaczyłam w końcu swojego maluszka i jego bijące serduszko. Nie da się opisać emocji, które temu towarzyszą. Noc poprzedzajacą to badanie nie spałam, rozważając różne scenariusze. Stres sięgał zenitu a obawa, że całe to szczęście pęknie jak bańka mydlana, chyba wiodły prym w tym moim czekaniu. No ale gdy zobaczyłam tą Kropeczkę na Usg, wszystko na moment odeszło. Pojawiła się ogromna ulga, czyste szczęście i jakaś doza niedowierzania. Dla mnie do tej pory wydaje się to takie nierealne. Tak trudno uwierzyć w spełniające się właśnie marzenie... Ta mieszanka emocji jest niesamowita. Ze wszystkich sił staram się, żeby dominowała u mnie radość, nie strach. Ten ostatni pojawia się od czasu do czasu, ale próbuję z nim walczyć. Na szczęście coraz częściej udaje mi się z nim wygrać:)

W środę zaczełam 7 tydzień. Mam nadzieję, że ten czas już będzie szybko mijał. Następna wizyta dopiero za 3 tygodnie, także duuużo czasu przede mną. Na razie ten czas oczekiwania ,,umilają,, mi nudności. Trwają w różnym natężeniu od rana do wieczora. Nie mam apetytu, a coś słodkiego jadłam chyba z miesiąc temu. No ale nie narzekam. Cieszę się z tych dolegliwości ciążowych. One są znakiem, że ciąża jest. Nie chcę żeby mijały. Wolę się ,,pomęczyć,, niż czuć się dobrze i spędzić ten czas na zastanawianiu się czy z Maluszkiem wszystko w porządku, bo ja nic nie czuję. Dosyć często towarzyszą mi też lekkie pobolewania brzucha. Chyba to efekty rozciągania macicy. Staram się tym nie stresować, tylko w miarę możliwości odpoczywać. Na szczęście do pracy od środy już nie chodzę i dobrze mi z tym. Wcześniej okropnie martwiłam się, że mogę zaszkodzić w jakiś sposób Maluszkowi, bo pracowałam w nocy i od czasu do czasu musiałam podnieść coś ciężkiego. Teraz mam czas żeby skupić się na odpoczynku, zrelaksować się i popracować nad pozytywnym myśleniem:)

Jestem szczęśliwa. W końcu doczekałam się swojego cudu. Po tylu latach, kiedy już straciłam wiarę, udało się. To jest takie niesamowite. Nie należy się jednak nigdy poddawać. Chyba każdy ma swoją drogę, którą musi przejść po swoje Szczęscie. Ja w końcu jestem na właściwej ścieżce:)

Update:)

Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...