Po wielu miesiącach przemyśleń, mierzenia się z tematem, odkładania na POTEM i comiesięcznej nadziei, że może jednak TYM razem się uda, decyzja została podjęta.
In vitro.
To dwa słowa, a emocji tyle, że nie mieszczą się one już w mojej głowie. Piszę, mając nadzieję, że może uda mi się je jakoś uporządkować. Tylko czy to w ogóle możliwe?
Wydaje mi się, że dominuje u mnie strach. Strach przed porażką, przed tym, że może się nie udać, nawet w ten sposób. Ta myśl, że może się zdarzyć tak, że nigdy nie będzie mi dane wziąść w ramiona swojego dziecka, odbiera mi oddech. Dodatkowo jestem zła na siebie, że tak myślę, że już na wstępie wieszczę klęskę. Wiem, że to nie tak powinno być. Powinnam przecież wierzyć w to, że się uda. Wiara w sukces, zwiększa szanse. Wiem to! Tylko jak tu po tylu latach obudzić to w sobie? To przekonanie, że moje ciało i moja głowa pozwolą mi zostać mamą.
To nawet w sumie nie jest tak, że ja tej wiary nie mam w ogóle. Oczywiście tli się ona tam jeszcze. Tylko ja tak bardzo chciałabym poczuć ją mocniej. Uwierzyć całą sobą. Nabrać przekonania, że uda mi się zajść w ciąże.
Mam nadzieję, że to się zmieni. Musi się zmienić...
Jakoś pogodziłam się już z tą myślą, że In vitro, zostało moją drogą do macierzyństwa. Wydaje mi się, że dałam naturze wystarczająco dużo czasu na działanie. Starałam się cierpliwie czekać. Przeciągnełam ten czas aż do maksimum. Czekac już dłużej nie zamierzam. Za kilka lat moze być zwyczajnie za późno...
Pod tymi obawami i stracham -o wszystkich nie będę w jednym poscie pisać:), przebija się czasami radość i podekscytowanie, że coś rusza w tym temacie, że a nuż...? że może jednak...? Mam nadzieję, że gdy już to naprawdę wystartuje, będą to uczucia dominujące.
Mamy za sobą dopiero wstępną rozmowę na temat in vitro. To nam właśnie polecono, że względu przede wszystkim na długi okres starań. Spodziewałam się tego. Tylko i tak to mnie uderzyło. No ale myślę, że dla nikogo nie jest to proste.
Teraz musimy zrobić wszystkie wstępne badania. Trochę to pewnie potrwa, zanim dojdzie do stymulacji. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i tyle.
Przegrywa ten, kto nie walczy.
No to WALCZYMY:)
czwartek, 16 marca 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Update:)
Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...
-
Jestem już po pierwszej wizycie. Zobaczyłam w końcu swojego maluszka i jego bijące serduszko. Nie da się opisać emocji, które temu towarzysz...
-
U mnie na razie nic nowego w temacie staraniowym:) Byłam kilka dni temu u tego bioenergo, ale jakoś nic nowego mi nie wniósł do sprawy. Tyl...
-
Postanowiłam w tym cyklu zadziałać trochę na własną rękę:) Chyba w przyszłym już trzeba będzie umówić się na wizytę, ale ten jeszcze na luzi...
Witaj :) to jesteśmy w podobnym momencie, bo ja po świętach zamierzam udać się do kliniki, aby ustalić plan działania,porobić badania..
OdpowiedzUsuńJa mam jednak dużo wiary w powodzenie, chcę wierzyć, że się uda i zostanę mamą...tyle już czekam ... jest strach, ale staram się myśleć optymistycznie. Tak będzie łatwiej mi to wszystko przejść.
Uściski!
Razem zawsze razniej:) oby teraz do szczesliwego zakonczenia naszej nieplodnosciowej historii:) optymizm ma wielka moc. Troche go od Ciebie pozycze:)
UsuńSuper że blog ożył! Nie pamiętam ile lat się staracie ale osobiście polecam nie zwlekać z in vitro jeśli już parę lat minęło.
OdpowiedzUsuńU nas to w ogóle wszystko szybko się potoczyło. Staramy się "dopiero" od 1,5 roku a już mam za sobą sono-HSG, laparaskopię, operacyjną histeroskopię, 2 nieudane transfery in vitro. Z góry po prostu wiedzieliśmy że z męża nasieniem będzie problem w związku z przebytą chemioterapią więc mieliśmy od razu zaczynać od in vitro półtora roku temu gdyż miał zamrożone zdrowe nasienie, ale stwierdziliśmy na początku że jednak spróbujemy naturalnie.
Ja nadal wierzę w moc in vitro szczególnie że raz doszło do ciąży biochemicznej. Za drugim razem zarodek był dość słaby i podobno przy takiej jakości mieliśmy tylko 10-15% szans na powodzenie.
Tak że mam w planach tyle razy podchodzić do in vitro ile trzeba do skutku, bo też często czyta się o przypadkach kiedy udało się za 4-5-6... razem.
Powodzenia i czekam na dalsze relacje!
Widze, ze z Ciebie osoba, ktora wie czego chce:) troche zazdroszcze tej sily i takiego przekonania o koncowym sukcesie. Ja musze nad tym jeszcze popracowac. Tez znam mnostwo przykladow par, dla ktorych in vitro ostatecznie skonczylo sie szczesliwie. Najczesciej nie obylo sie bez kilku prob, ale w koncu ciagle przyrastajaca beta, zrekompesowala wszystko:) Trzymam za Was mocno kciuki:)
UsuńNo to tylko teraz jestem taka pewna siebie ale jak każdej z nas zdarza sie mieć momenty zwątpienia i również rzadkie momenty poprzedzane porażka w których ustalam ze na tym kończę te wszystkie próby i taki stres nie jest dla mnie. Wtedy myśle tez ze potrzebuje psychiatry który by magicznie wybił ze mnie ten instynkt macierzyński żebym za chwile nie pamietała o tym ze kiedykolwiek chciałam dzieci. Ale pózniej mi przechodzi ;)
UsuńMi z każdym rokiem coraz trudniej było wykrzesać z siebie wiarę... Czasem było jej trochę, czasem mało, a czasem prawie w ogóle. Za to nadrabiałam nadzieją;) Ta była OGROMNA, nawet jeśli nie potrafiłam uwierzyć w nasze szanse. Czasem doprowadzała mnie do szału. Myślałam sobie wtedy, po co mi ta nadzieja skoro już nie wierzę? Tylko mnie dręczy, bez niej byłoby łatwiej, dałabym sobie spokój, zamknęła ten etap i rozpoczęła nowy... Ale trzymałam się tej nadziei kurczowo. I w końcu po tych wszystkich latach walki, mimo wiary mocno nadszarpniętej od tych wszystkich potyczek, nadzieja zaprowadziła mnie tu gdzie jestem teraz. A jestem na kanapie i patrzę z zachwytem i miłością na falujący od kuksańców brzuch. I wdzięczna jestem tej mojej nadziei, że tak kurczowo się mnie trzymała:) jednocześnie dalej nie wierząc do końca, że to się dzieje naprawdę;)
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki za Wasze starania!!!
Kochana Twoja historia wlasnie buduje moja wiare:) ten Twoj szkrab w brzuszku, pokazuje ze nie ma rzeczy niemozliwych. Tez mi troche lepiej z ta mysla, ze nie tylko ja mam problemy z tym zeby ,, uwierzyc,, U mnie nadzieja to tez dominujace uczucie, takze na niej sprobuje ta wiare w sukces budowac. Na pewno sie da:)
UsuńTy juz niedlugo bedziesz mogla przytulic swoj maly cud:) I to sie stanie naprawde:):):)buziaki
Wchodziłam z nadzieją, że wrócisz do Nas i znowu staniesz do walki 😄 i udało się 😄pamiętaj jesteśmy z Tobą i wspieramy 😀
OdpowiedzUsuńWchodziłam z nadzieją, że wrócisz do Nas i znowu staniesz do walki 😄 i udało się 😄pamiętaj jesteśmy z Tobą i wspieramy 😀
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo Kochana:) z taka wspierajaca ekipa to udac sie musi:*
UsuńTo jest decyzja do której trzeba dojrzeć.. Ale już samo jej podjęcie jest krokiem milowym, więc życzę żeby teraz już było z górki :)
OdpowiedzUsuń