niedziela, 8 grudnia 2013

Chwile zwątpienia


W tej mojej chorobie, zwanej niepłodnością jedną z najgorszych rzeczy jest to, że okresy pogodzenia się z aktualnym stanem rzeczy przeplatają się z okresami poczucia beznadziei i załamania. Dobrze jest wtedy, gdy nie mam czasu o tym myśleć, a gdy znajdzie się wolna chwila przytłaczają mnie myśli o tym, że nie mogę mieć dziecka i nic z tym teraz nie robię...To poczucie marnowania czasu nie daje mi spokoju. Chyba oszukuję samą siebie, bo w głębi serca boję się coś robić, żeby nie musieć potem przeżywać tragedii rozczarowania. Ale pokonam to w sobie i na wiosnę wybieram się tutaj do Kliniki Leczenia Niepłodności. Nie godzę się na to, by nie poznać nigdy radości bycia mamą...

niedziela, 10 listopada 2013

Wróciłam:)

Nie było mnie tu tak długo, że naprawdę bałam się aż tutaj wejść. Domyślałam się, że przez okres tych dwóch miesięcy mogło tyle rzeczy się wydarzyć. No i nie myliłam się:) Prawie nadrobiłam już blogowe zaległości i wiem Dziewczyny, że nie próżnowałyście:) Niestety zaproszenie od Ciebie Liskaaa i od Ciebie Ags straciło ważność, więc bardzo Was proszę o wysłanie go jeszcze raz. Będę bardzo wdzięczna:) No i zaproszenie od AsiaAp i  Life Is Beautiful też chętnie przyjmę. A co u mnie? Wszystko ok:) Dobrze nam się żyje tutaj i pracuje. Myśli o dziecku pojawiają się czasami, ale staram się nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnym rozmyślaniem. Nie mam na razie na to wpływu i decyzję, jakie będą kolejne kroki podejmę za kilka miesięcy. Ale bez wizyty w klinice pewnie się nie obejdzie, ale jak na razie jestem pozytywnie nastawiona i wierzę, że będzie dobrze:)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Nowe miejsce, nowa praca no i nowi znajomi... A w związku z tym pytania - jak długo jesteście razem? Jak długo po ślubie? To już 5 lat? Nie chcecie mieć dziecka? Nie macie jeszcze dziecka?! Decydujcie się na nie najlepiej szybko, bo tu w Niemczech są niezłe dodatki! Ja tylko uśmiecham się sztucznie i milczę...Dlaczego wszyscy z góry zakładają, że to, że nasza rodzina jest dwuosobowa, to jest tylko nasz wybór? Nie chcę i nie będę się każdemu tłumaczyć dlaczego tak jest, ale za każdym razem słysząc takie słowa, czuję się źle. Tak naprawdę nigdy nie pogodzę się z tym stanem rzeczy...

czwartek, 15 sierpnia 2013

Zmiany:)

U mnie ostatnio wiele się zmieniło. Postanowiliśmy zmienić otoczenie, pracę i spróbować czegoś innego. Dwa tygodnie temu wyjechaliśmy do Niemiec. Tutaj mamy pracę i żyjemy sobie spokojnie:) Na razie jest dobrze. Nie mamy jeszcze sprecyzowanych planów, jak długo będziemy przebywać za zachodnią granicą, bo wszystko pokaże czas.  Mi ta zmiana dobrze zrobiła. Zajęcie myśli czymś innym niż staraniami o bobasa, pozwoliło mi odetchnąć. Na razie chcę dobrze zaaklimatyzować się w nowej pracy i nie zaprzątać sobie głowy czarnymi myślami. Przecież tak naprawdę, to tak niewiele ode mnie zależy. Wkurza mnie to strasznie, ale nic na to poradzić nie mogę. Także cieszę się tym co jest i nie wybiegam w przyszłość myślami za daleko:)

wtorek, 30 lipca 2013

Na przekór

No i znów wróciłam do pełnej równowagi psychicznej:) Już przyzwyczaiłam się do tego, że każdy miesiąc to ciągła huśtawka nastrojów. Uczę się mozolnie nic nie planować i nie oczekiwać. Tak jest zdecydowanie prościej:) Prawie połowa cyklu, ale nie wydaje mi się, żeby coś tam się dobrego działo. Także na owulację będzie trzeba poczekać jeszcze. Nie zauważyłam też, żeby ten wiesiołek coś u mnie zmienił. Chyba mój organizm nie chce za bardzo współpracować... Ale nie zważając na to i tak mam zamiar spędzić miły wieczór z mężem:):):)

czwartek, 18 lipca 2013

Zawsze tak samo...

Zazwyczaj wtedy, kiedy staram się wszystko uporządkować w swojej głowie i gdy jestem już pogodzona z tym, że okres przyjdzie, mój organizm wydaje się ze mnie kpić. Teraz okres spóźnił się mi tydzień, dając złudną nadzieję.Nie chciałam robić testu, bo tak bałam się zobaczyć tę jedną kreskę, ale w sercu tliła się nadzieja. Okazało się, że byłam jednak naiwna wierząc... Nie tym razem... i nie wiem, czy kiedykolwiek.
Pewnie za kilka dni mój optymizm znów powróci, ale teraz pogrążam się w zalewie czarnych myśli i zastanawiam się ciągle, co takiego zrobiłam, że nie zasłużyłam, żeby być mamą.

środa, 10 lipca 2013

Moc natury:)

Chociaż jak pisałam wcześniej odpoczywam sobie od lekarzy i staram swoje myśli zająć czymś innym, niż staraniem o bobasa, to jednak nie jest to do końca możliwe. Postanowiłam teraz skorzystać z dobrodziejstw natury i zakupiłam w aptece olej z wiesiołka i castagnus. Na pewno sobie tym nie zaszkodzę, a zawsze może coś pomóc. Nie liczę na wiele, żeby znów się nie rozczarować, ale samopoczucie lepsze, bo coś robię:) Jakoś ostatnio moja nadzieja jest większa. Wierzę mocno, że w końcu się doczekamy tego Cudu...

środa, 3 lipca 2013

Odpoczywam:)

U mnie ostatnio spokój i pełen luz. Nie chodzę do lekarzy, gorączkowo nie zastanawiam się który to dzień cyklu, nie zalewam się łzami, gdy przychodzi okres. Postanowiłam przystopować. Daję sobie kilka miesięcy luzu. Wiem, że będę musiała w niedługim czasie znów zwrócić się o pomoc do lekarzy, ale na razie o tym nie myślę. Cieszę się piękną pogodą i odpoczywam od tego wszystkiego. Jeżeli dziecko ma się kiedyś w naszym życiu pojawić i jest to Nam to pisane, to tak będzie...  Wierzę mocno, że tak będzie...

piątek, 14 czerwca 2013

W moim otoczeniu na co dzień przebywa mało małych dzieci. Takich dwu czy trzy letnich. Ja nie mając z nimi styczności myślałam sobie, że jakby nawet były, to jestem już uodporniona na ich widok i nie mogą one wywołać już u mnie żalu. Myślałam, że jestem już pogodzona z tym stanem. Wczoraj się przekonałam, że niestety tak nie jest. Moja ukochana chrześnica, która ma 1,5 roku, mieszka w Anglii i najczęstszy kontakt jaki z nią mam, to skype. Razem z siostrą przyjechała kilka dni temu i mogłam ją w końcu przytulić i... przepadłam. Ten żal i ból, który poczułam,  kiedy patrzyłam na nią, zaskoczył mnie bardzo. To co zostało mi odebrane jest okrutne i tak niesprawiedliwe. Kurcze, chyba tak naprawdę nigdy się z tym do końca nie pogodzę.
No cóż...jutro wesele brata, więc przywdziewam uśmiech i udaje, że w moim życiu wszystko jest ok...

piątek, 7 czerwca 2013

Ostatnio dni jakoś tak szybko mijają, że nie mam za bardzo czasu na nic. Od mojego ostatniego niezbyt optymistycznego wpisu minął tydzień i ja już na innym etapie nastrojowym jestem:) Teraz sobie myślę - będzie co ma być i staram się zaplanować przyszłość w taki sposób, jakby dziecka miało nie być. Jak zdarzy się ten cud to będę najszczęśliwsza na świecie, a jak się nie uda, to planuje też być również szczęśliwa:) Nie może się wszystko w moim życiu toczyć tylko wokół jednego tematu przecież. Czekam cierpliwie więc na swoją kolej, a gdy dziecko nie będzie chciało pojawić się naturalnie, to wierzę, że uda nam się z adopcją. Jeszcze nie teraz, ale za kilka lat na pewno. Czas pokaże, co jest nam pisane:)

piątek, 31 maja 2013

Ostatnio mój nastrój oscyluje na pograniczu niewiary, poczucia beznadziei i niesprawiedliwości, a najwięcej w tym wszystkim jest złości.  Wkurza mnie strasznie to, że mi i wielu osobom w podobnej jak ja sytuacji się nie udaje. Wkurza mnie to, że musimy na leczenie, które może nie przynieść oczekiwanych rezultatów, przeznaczać masę pieniędzy. Wkurza, że nie mogę jak większość kobiet zajść w ciążę, kiedy tylko będę chciała. Wkurzają osoby, którym się wydaję, że chcieć to móc i wystarczy tylko się wyluzować, a dziecko się pojawi. Ciągle nie mogę pogodzić się z tym, że z jakiegoś powodu odebrano mi tę szansę, pozostawiając jednocześnie silny instynkt macierzyński.  Złość ze mnie ostatnio buzuje i sama już ze sobą nie mogę wytrzymać...

piątek, 24 maja 2013

Wróciłam już po naszej wyprawie. Pogoda nie do końca dopisywała, ale trochę opalenizny przywieźliśmy ze sobą. Odpoczęłam, zresetowałam myśli i nabrałam dystansu do wielu rzeczy. Teraz trochę w moim życiu jest pod górkę, ale wierzę mocno, że w końcu ta sytuacja ulegnie zmianie. Do tego, że nie potrafię zajść w ciążę już powoli zaczynam się przyzwyczajać. Nie ma już takiej rozpaczy i aż tylu łez. Nie wiem sama czy to dobrze, czy źle. Ta niewiara w powodzenie, ciągłe huśtawki nastroju, nadzieja przez połowę cyklu, potem poczucie beznadziei i pytanie - dlaczego nas to spotyka, to coś, co sprawiło, że moje życie nie wygląda tak, jak wierzyłam kiedyś, że będzie wyglądało. Pragnę dziecka tak mocno, że obawiam się, że bez niego nigdy nie powiem o sobie, że jestem w pełni szczęśliwa, mimo wspierającej rodziny, przyjaciół i kochanego męża. Brakuje jednego elementu układanki i nic go nie może zastąpić...

piątek, 10 maja 2013

Tak jakoś mi ostatnio szybko dni mijają. Niedawno zaczęłam nawet praktyki w szkole, bo od jakiegoś czasu dokształcam się podyplomowo:) Dzieciaki dają czasem popalić....
Powoli zbliża się też końcówka cyklu, ale z tego co mi się wydaje to moje samoleczenie też nie wypaliło:) Dużych oczekiwań nie miałam, także dużego rozczarowania też nie ma. Jestem chyba na etapie pogodzenia się ze swoim losem. Będzie co ma być po prostu. Jak na razie to cieszę się piękną pogodą, codziennie  ćwiczę, budując formę, a za tydzień wybieram się na kilka dni na Węgry, złapać trochę opalenizny:)  Jest dobrze:)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Postanowiłam w tym cyklu zadziałać trochę na własną rękę:) Chyba w przyszłym już trzeba będzie umówić się na wizytę, ale ten jeszcze na luzie. Miałam jeszcze zapas clo i duphaston, więc trochę podstymuluję swój organizm. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie spodziewam się jakiegoś spektakularnego efektu, ale jak nie spróbuję to się nie przekonam:) Wiem, że branie lekarstw bez konsultacji z lekarzem jest niewskazane, ale nie powinny zaszkodzić. Z każdym kolejnym miesiącem coraz mniej wiary we mnie, że się uda. Zastanawiam się nad zmianą lekarza, ale w mieście, w którym mieszkam nie mam za bardzo dużego wyboru. Nie wiem co zrobię jeszcze z tym fantem. Czasem ogarnia mnie taka wściekłość na los, że to właśnie nas musiało spotkać. Ehhh... chyba nigdy z tym tak naprawdę się nie pogodzę. Najgorsza jest ta bezsilność i te otaczające mnie wokół szczęśliwe ciężarne. Życzę im naprawdę wszystkiego dobrego, ale za każdym razem, gdy moje oczy wędrują na wystający brzuszek, pojawia się takie okropne ukłucie w sercu...

piątek, 19 kwietnia 2013

No i wiosna się zrobiła:) Wczoraj i dzisiaj starałam się jak najwięcej energii zaczerpnąć z cudnie świecącego słoneczka. No i trochę się udało:) Chociaż jakoś tak zmęczona jestem po tym tygodniu, ale weekend i mam nadzieję, że uda się podładować baterie.
Kolejny cykl rozpoczęty, oczywiście znów kilka łez popłynęło, ale już lepiej. Jak ja chciałabym wiedzieć, co jest tak naprawdę nie tak, że nie wychodzi. Najgorsze to jest właśnie to, że nie ma jednoznacznej diagnozy. Próbować, próbować i jeszcze raz próbować do skutku, tylko to pozostaje. Może się uda, a może nie... Czasem mnie ogarniają same czarne myśli, że to nie ma sensu, gdy za chwilę znów dopadła mnie pewność, że w końcu musi się udać. Tyle jest przecież takich przypadków.  No ale wszystko pokaże czas:) a życie się toczy dalej i trzeba z niego korzystać:) Mam nadzieję, że uda nam się w weekend wybrać na jakąś dłuuuugą wycieczkę rowerową:) Uwielbiam takie spędzanie czasu, chociaż pewni moja kondycja po zimie pozostawia wiele do życzenia...

niedziela, 7 kwietnia 2013

U mnie na razie nic nowego  w temacie staraniowym:) Byłam kilka dni temu u tego bioenergo, ale jakoś nic nowego mi nie wniósł do sprawy. Tylko znów powtórzył, że powinno być dobrze. No więc czekam:) Nie uwierzę, dopóki sama się nie przekonam. Już do niego nie pójdę raczej, bo dałam sobie tylko 4 miesiące odpoczynku od lekarzy, lekarstw, itp.  Jak opcja energetyczna nie wypali, to nie pozostanie mi nic innego, jak znów wrócić do bardziej racjonalnych metod leczenia. Ale wierzcie mi lub nie, ale czasem mam tego tak bardzo dosyć i chce dać sobie spokój z tym wizytami, monitoringiem, itp. Mam ochotę po prostu zdać się na samą naturę. Tylko już tyle razy mnie zawiodła. Przecież to już grubo 2 lata się staraliśmy i nic. Przez rok leki na stymulację i też nic.  Pewnie następnym krokiem będzie inseminacja. Tylko ja ciągle się łudzę, że może to nie będzie potrzebne i tak jakoś mija miesiąc za miesiącem. Trzeba jednak wziąć się w najbliższym czasie w garść i podjąć jakąś zdecydowaną decyzję.  Najlepiej taką która zakończy się dwiema upragnionymi kreskami na teście:)

piątek, 29 marca 2013

Przy okazji każdych świąt obiecuję sobie w duchu, że to już będą ostatnie takie bez dziecka. Już tyle razy musiałam pogodzic się z tym, że nie mam na to wpływu.  Za każdym razem te dni wydają mi się takie niepełne, brakuje mi wtedy kogoś. Jest rodzinnie, miło, ale myśli o tym, że nie jest tak, jak powinno być nic nie odegna z mojej głowy. W trakcie przygotowań, w trakcie świąt ogarnia mnie czasem bezgraniczny smutek. Nic na to nie mogę poradzić... I znów żyję złudną nadzieją, że może kolejne święta okażą się tymi wyjątkowymi.

Jednak wszystkim, co tu czasem mnie odwiedzają życzę Wesołych, spokojnych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie. Życzę by uśmiech w tych dniach, jak najczęściej gościł na Waszych twarzach:)

środa, 20 marca 2013

Wczorajszy dzień nie był zbyt fajny:( Okres spóźniał mi się kilka dni, a ja już zaczęłam sobie wyobrażać, że może stało się coś tak pięknego. Moja wyobraźnia zaczęła intensywnie pracować... A potem z nieba do piekła...Może to trochę zbyt dosadnie brzmi, ale tak się poczułam, gdy się okazało, że jednak nic z tego. W sumie nie pierwszy raz taka sytuacja mi się zdarzyła, ale za każdym razem robię sobie dużą nadzieję, a potem kończy się to totalnym rozczarowaniem. Chyba jednak do tych sytuacji nie przywyknę... No bo w końcu musi się udać i zobaczę te dwie kreski. Jakoś trudno czasem mi się pogodzić z tym, że to  nie jest JUŻ I TERAZ...

sobota, 16 marca 2013

No to czekamy na @. Raczej przyjdzie sobie, ale nic to. Stawiam na tym kreskę i żyję dalej:) Powiedziałam sobie, że zrobię wszystko co da się zrobić, żeby zajść w ciąże, ale jak się nie uda to po prostu tego nie przeskoczę:) Już jestem jakoś bardziej oswojona z tą myślą... Lżej dzięki temu:) A przecież w życiu jeszcze tyle pięknych chwil się może zdarzyć, że nie można myśleć ciągle pesymistycznie... Także z pełnym powerem wkraczam w nowy cykl:)

poniedziałek, 11 marca 2013

Dziś znów jakiś beznadziejny humor mnie dopadł:( Wszystko wydaje się jakoś takie bez sensu i bez nadziei. Wiem, że to pewnie za kilka dni minie, ale na razie czuje się źle. Czyżby to był PSM? Jeżeli tak, to niech się kończy już najszybciej! Jak tu uwierzyć naprawdę mocno w to, że będzie dobrze? Nie lubię takiej huśtawki nastrojów!!!! Wrrr

sobota, 9 marca 2013

Wiem, że to trochę inny temat i inny rodzaj problemów, ale o historii Kubusia, pisanej przez jego babcie, czytam od dawna. Teraz i tak ich ciężka sytuacja, uległa pogorszeniu. Jeżeli ktoś chciałby chociaż symbolicznie pomóc, to dziękuje...
http://www.pomagamyzosi.pl/?p=11175

środa, 6 marca 2013

SZANSE?

Jednak ten cykl nie jest do końca stracony:) Jestem prawie pewna ( no bo bez monitoringu), że owulacja jednak była:) To zawsze jednak podnosi mnie na duchu... Poza tym wczoraj odwiedziłam mojego bioenergoterapeutę i wyszłam od niego uśmiechnięta i z wielkimi nadziejami. Wiem, że to nie racjonalne trochę wierzyć do końca, w to co on mówi, ale sprawdzalność jego słów jest duża. Także wbrew zdrowemu rozsądkowi, wierzę... Powiedział mi, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy powinno nam się udać doczekać upragnionej ciąży.. Takie to piękne, że aż się rozmarzyłam... Wiem, że dziwnie to wróżbiarsko brzmi. Sama się sobie dziwię...naprawdę. Tyle we mnie sprzecznych emocji i uczuć, że już sama ze sobą nie mogę wytrzymać...Rozpacz i nadzieja, wiara i zwątpienie, smutek i radość. Oby ten człowiek był dobrym prorokiem i stał się tak wyczekiwany cud... Czekam.................................

wtorek, 26 lutego 2013


Niedługo połowa cyklu, a ja jakoś nie czuję, żeby coś tam się działo dobrego w moim organizmie. Szkoda, ze nie ma takich podręcznych, małych przyrządów, służących podglądaniu, co tam się dzieje:) Coś czuje, ze sprawdzałabym kilka razy dziennie... Nie wiem dlaczego moje hormony nie chcą współpracować, tylko zazwyczaj strajkują. Niedługo pewnie wybiorę się do mojego bioenergoterapeuty, żeby podzielił się ze mną jakimiś dobrymi prądami. Ostatnio po wizycie u niego dobry humor mnie nie opuszczał:) Śmieszy mnie ta cała sytuacja jakoś... Nie do końca wierzę w słuszność tego wyboru, ale pocieszam się to najwyżej strata kilku miesięcy. Potem już bardziej racjonalne, medyczne sposoby trzeba będzie zastosować... Pewnie znów stymulacja cyklu, a jak i to nie wyjdzie, to zostało jeszcze nam badanie na wrogość śluzu. A potem, to już nie wiem... Klinika Leczenia Niepłodności? Jakoś staram się o tym nie myśleć... Ciągle żyję złudną nadzieją...

poniedziałek, 18 lutego 2013

:(

Ehh... Jak zwykle niezawodna @ się pojawiła. No trudno. Smutno trochę, ale nie jest to duże zaskoczenie. Tego się spodziewałam. Jak to się mówi nowy cykl, nowe nadzieje? Chciałabym ich mieć ciut więcej, bo jakoś tak czuję, że ta nadzieja na wykończeniu... Jestem strasznie wkurzona na tą całą sytuację, na to swoją niemoc! Gdybym tylko wiedziała że zobaczę kiedyś te dwie kreseczki na teście, mogłabym czekać jeszcze kilka lat bez narzekania.Tylko kto mi da gwarancję, że to marzenie się kiedykolwiek spełni?  to pełne napięcia oczekiwanie na coś, co może nigdy nie nadejść, jest okropnie wymęczające psychicznie...T

czwartek, 14 lutego 2013

 Nadzieja


Mimo tego, że tak naprawdę moje szanse na to by być w ciąży w tym cyklu są prawie zerowe- zero stymulacji, zero monitoringu, zero leków, to mimo wszystko tli się ta głupia nadzieja, że może zdarzy się naturalny cud:) Czekam jeszcze kilka dni z tą głupia i nieuzasadnioną nadzieją. Przynajmniej jednak takie starania naturalne, bez stymulacji, nie są takie stresujące i żal, gdy pojawia się okres, już nie taki mocny. O ileż większe ma się oczekiwania i nadzieję, gdy ingeruje medycyna...Także zobaczymy, czy natura zrobiła się dla mnie chociaż trochę łaskawsza:) Podobno nadzieja umiera ostatnia...

sobota, 9 lutego 2013

Refleksja

W swoich staraniach o bobasa staram się robić wiele rzeczy zajmujących czas, żeby tylko nie myśleć o tym, że się staram:). Niestety to jest niemożliwe do końca, bo jakoś w środku zawsze siedzi myśl -  ,,chcę mieć dziecko, a nie mogę,,. Jeszcze częściej pojawiają się te myśli, gdy ktoś w otoczeniu zachodzi w ciążę. Moja młodsza siostra ma już 1,5 roczną dziewczynkę, a mój jeszcze młodszy brat, niedawno dowiedział się o tym, że będzie tatą. Ja w tym gronie nie czuję się komfortowo...Chociaż nikt nigdy nie dał mi odczuć tego, że jestem z czegoś wykluczona. Tak naprawdę chyba sama się wykluczam...Cieszę się ogromnie z tych dzieciaczków, ale jednocześnie czuje taki żal i smutek w sercu... I trzeba z tym żyć. Ale ta choroba zabrała mi już tyle radości życia...Czy to musiało być takie trudne?

czwartek, 7 lutego 2013

 Niepłodność

Na początku trudno przed samym sobą przyznać się, że ma się problem z zajściem w ciążę. Przekonuje się samego siebie, że to minie, że to tylko chwilowa niemożność. Chyba najgorszy jest moment, gdy usłyszy się to słowo -,, niepłodność,, skierowane do siebie, od kogoś innego. Trzeba wtedy stanąc przed faktem dokonanym. Pamiętam ten wypis ze szpitala po laparoskopii i rozpoznanie: niepłodność pierwotna. Ciężkie to... Teraz już to słowo tak nie uderza. Człowiek jednak potrafi się do wszystkiego przyzwyczaić... Nie wiem czy podjęłam dobra decyzję rezygnując na te kilka miesięcy z lekarzy. Na razie przyjmuje jakieś lekarstwo na bazie ziół, które ma uregulować moje hormony. No i pije też ziółka, polecone przez dziewczyny z bociana. Zobaczymy. Na razie to wydaje mi się, że owulacji nie było lub była bardzo wcześnie. Pozostaje czekać i liczyć na mały cud:)

wtorek, 5 lutego 2013

Pesymizm

Myśl o tym, żeby mieć dzieci pojawiła się u mnie dość wcześnie. Szybko instynkt macierzyński dał znać o sobie:) Zawsze jednak w tyle głowy kołatała się mi myśl, że nie będę tych dzieci mieć, że pojawią się pewne problemy, które uniemożliwią ich posiadanie. Nie wiem naprawdę skąd te czarne myśli. Najgorsze jest to, że w pewnym momencie sama w to uwierzyłam... Potem poznałam tego właściwego, był ślub i jakiś czas potem zaczęły się starania. Bardzo chciałam tego dziecka, ale sama nie wierzyłam, że zajdę w ciąże. Wiem, że to strasznie głupio brzmi, ale tak właśnie było. Mój mąż zbytnio się nie martwił. On wierzył, że nie wszyscy mają tak łatwo i że w końcu musi się udać. Niestety... Spełniły się moje czarne przepowiednie. Mój lekarz uparcie twierdził, że nie ma podstaw do niepokoju i trzeba uzbroić się w cierpliwość i próbować. I tak minęły dwa lata... Zdecydowałam się zmienić lekarza, który zdecydowanie przystąpił do diagnostyki... Badanie hormonów, armii męża, obserwacja cyklu. No i w końcu laparoskopia. No jak już pisałam wyszły pewne niepokojące rzeczy. Endometrioza I stopnia, podwyższona prolaktyna, która sprawia, że owulacja nie zawsze jest. Leczyłam się przez rok- stymulacje cyklu - clo i duphaston. Na razie bez rezultatów. Postanowiłam zrobić sobie przerwę od lekarzy i przez kilka miesięcy spróbować czegoś innego. Wiem, że dla niektórych może być to conajmniej dziwne, ale chce zaryzykować. Miesiąc temu poszłam do bioenergoterapeuty. Dlaczego? Bo znam kilka potwierdzonych przypadków osób, które poszły do niego z takim samym problemem, a teraz cieszą się ze swoich maleństw. Dla mnie samej jest to dziwna sytuacja, bo jestem raczej racjonalnym człowiekiem, ale mogłabym kiedyś żałować, że tego nie spróbowałam. Zobaczymy co czas pokaże:)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Z myślą o tym, by zacząć pisać swoją historię nosiłam się już od dawna. Nie wiem nawet czy ktoś będzie miał ochotę to czytać:) Robię więc to przede wszystkim dla siebie:) Gdy byłam młodsza spisywałam wiele w swoim zeszytowym pamiętniku i teraz z chęcią do niego wracam:) Wierzę więc, że i tutaj uda mi się stworzyć coś ciekawego:) Od kilku miesięcy zawzięcie podczytuje blogi osób, które stanęły przed podobnym problemem jak ja. Od 3 lat staram się, by nasza dwuosobowa rodzina się powiększyła. Na razie bez rezultatu:( Ale ciągle wierze, że się uda.  Bo w końcu musi...Prawda? Jak na razie trudno wskazać jednoznaczny powód tego, dlaczego nam się nie udaje. Może to wina zbyt wysokiej prolaktyny? Zbijanej lekarstwami, a jednak ciągle nieokiełznanej. Może moja endometrioza? Według mojego lekarza - nieznaczna i taka, którą nie powinno się przejmować. A może to, że moje owulacje raz są a raz ich nie ma? Pewnie to wszystko po trochu sprawia, że jest tak ciężko...Na razie robię sobie przerwę od lekarzy. Kilka miesięcy wytchnienia od tego myślenia i złudnej nadziei, da mi siłę do walki od nowa...

Update:)

Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...