czwartek, 23 marca 2017

Badania, koszty i cała reszta:)

Jak pisałam jakiś czas temu, od kilku lat mieszkam i pracuję w Niemczech. To tutaj właśnie bedę próbować z In vitro. Pewnie cała procedura nie róźni się  za bardzo od tego, jak to wygląda w Polsce. No ale pewnie kilka róźnic się znajdzie:) będę tu w miarę na bieżąco o tym pisać, bo może kogoś to ciekawi? No więc po wstepnej rozmowie o całej procedurze, to oczywiście musimy przejść cały pakiet badań. Nie wiem jak jest w Polsce w takich Klinikach, ale tutaj mąż na wstępnie musi zostać przebadany przez urologa. To u niego ma zostać wykonane również badanie nasienia. Jeszcze nie wiem, jak to dokładnie wygląda, bo termin mamy w przyszły poniedziałek. Pani doktor była zdziwiona, gdy dowiedziała się, że badanie męża było tylko robione przez laboratorium. Chyba tu inne zwyczaje mają:)

Mi standardowo na wstępnie zmierzono hormony i TSH. Okazało się jednak, że  nie jest tak idealnie jak mi się wydawało. TSH wyszło 2,24 i muszę je jednak nadal zbijać. Dostałam większą dawkę Tyroxinu i kontrola za 4 tygodnie. We wtorek będę miec pobranie krwi, by oznaczyć przeciwciała różyczki. Podejrzewam, że będę musiała się i tak szczepić, bo nie chorowałam na nią nigdy, a szczepienie już daaawno miałam. 

Na razie z suplementami nie szaleję. Czekam na rozwój wydarzeń:) Na razie biorę tylko ten Tyroxin, Folik i wit, D.  

No i koszty. Tutaj w porównaniu z Polską są chyba największe różnice.

Koszt In vitro w Niemczech to ok. 3000 euro. Z czego państwo płaci 50 %. O tym wiedzieliśmy wybierając się do Kliniki, więc zaskoczenia nie było. Jakie było jednak nasze zdziwienie, gdy okazało się, że  tak naprawdę nie musimy płacić nic. 

Tutaj, nie ma tak jak w Polsce, jednej kasy chorych. Jest ich wiele. Można sobie wybrać do jakiej się chce należeć. W związku z tym jest konkurencja wsród nich. Można powiedzieć, że walczą o klienta:) Okazało się, że dzięki temu, że należymy z mężem do jednej, otrzymujemy od w niej ,, w nagrodę,, dopłatę tych 50% . Czyli państwo płaci 50 i kasa chorych płaci 50. Musimy tylko złożyć do niej odpowiednie podanie, ale dostaniemy je od naszej lekarki. Nie przewiduje ona w tej kwestii problemów, także jestem dobrej myśl w tej kwesti:)


 Jedyne koszty, jaki będziemy musieli ponieść to koszty obserwacji cyklu i jakiś badan. Jest to ok 500 euro. Może nie jest to nic, ale w porównaniu z tym co musielibyśmy sami zapłacić, różnica jest wyraźna:)

Mam tylko nadzieję, że nie napotkamy żadnych problemów natury medycznej i będzie dobrze. W czekaniu już jestem wyćwiczona, także powoli działamy:) 

Mojej wiary w jednym dniu więcej, w drugim mniej, ale dostrzegam tendencję zwyżkową, także będzie dobrze.


 

14 komentarzy:

  1. Trzymam mocno kciuki!!! Cudowna niespodzianka z tymi kosztami. Wiele razy rachunki z kliniki spędzały mi sen z powiek, więc wyobrażam sobie, jaka to ulga:))) Oby cała reszta też tak gładko poszła:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie- ulga:) W tej kwestii nie moglo byc lepiej, takze bez stresow zwiazanych z finansami, mozna w pelni skupic sie na jednym:)

      Usuń
  2. Faktycznie koszty sa bardzo niskie więc tylko korzystać!
    Ciekawa jestem czy sa jakieś ograniczenia co do ilości prób które są refundowane.Oczywiście mam nadzieję że wyjdzie wam za pierwszym razem! :)
    To kiedy będziecie już po badaniach gotowi do rozpoczęcia procedury?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy proby sa refundowane. No i tez mam nadzieje, ze nie bedziemy musieli az z tylu korzystac:) a kiedy naprawde zaczniemy to nie wiem. Najpierw musi TSH byc nizsze i prawdopodobnie szczepienie na rozyczke mnie czeka, a po nim tez 4 tygodnie trzeba odczekac. Troche to potrwa. No ale, w czekaniu jestem wycwiczona:)

      Usuń
  3. To świetne wiadomości :) myślę, że nie jest aż tak źle z tym tsh, na pewno dzięki lekom uda się szybko zbić i będziecie mogli zaczynać. Trzymam kciuki za rozwój wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam nadzieje, ze w miare szybko to pojdzie. Ja w sumie az tak bardzo nie niecierpliwie sie. Mam czas by mentalnie na wszystko sie przygotowac. Dziekuje za kciuki. Przydadza sie:)

      Usuń
  4. O! I to jest właściwe podejście. Kiedy słucham tych naszych "specjalistów" z Konstantym Radziwiłłem na czele to mi się nóż w kieszeni otwiera. Ciemnogród tu robią, podczas gdy inne europejskie kraje pomagają ludziom starającym się o dziecko. Cieszę się, że wasze koszty ograniczą się tylko do kosztów leków i wizyt, jest to jednak duże odciążenie. Czekam na dalsze relacje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja miałam szczepienie na różyczkę 25 lat temu, pod koniec podstawówki, jak wszystkie dziewczynki w Polsce.
    Przeciwciała trzymają się do tej pory. Oczywiście przed każdym podejściem każą powtarzać badanie, ale zawsze jest OK, nie musiałam się doszczepiać.

    Może i u Ciebie odporność będzie.

    Trzymam kciuki za szybki start.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam szczepienie przeciw żółtaczce 15 lat temu i niestety nie miałam przeciwciał :( Musiałam powtarzać. Nie wiem jak z różyczką, bo nie robiłam, ja zresztą przechodziłam różyczkę w wieku dziecięcym. Czy gdy przebyło się chorobę to też się oznacza przeciwciała?

      Usuń
    2. Wydaje mi sie, ze oznaczanie przeciwcial to standardowe badanie przed ivf. Bez wzgledu na to czy sie chorowalo na nia wczesniej czy nie:( ja szczepienie mialam dawno temu, ale okazalo sie, ze przeciwciala sa:) szczepienie niepotrzebne:)

      Usuń
  6. Ale super wieści 😀 chociaż tyle dobrego w tej całej sytuacji 😄
    Tsh przy staraniach powinno być koło 1. U mnie nie patrzyli na wyniki kompletnie i nawet przy 4 miałam transfer.. .

    OdpowiedzUsuń
  7. No chociaz o finanse nie trzeba sie martwic:) a ze przy 4 mialas transfer, to az trudno w to uwierzyc. Jak mozna tak zlekcewazyc, tak istotna sprawe? Brak slow...

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej 😀 co u Was słychać? Rozpoczęliście już procedurę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej:) Marysiu, dzieki ze pytasz:) niedlugo postaram sie zamiescic nowy post. Pozdrawiam:)

      Usuń

Update:)

Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...