Długo mnie tutaj nie było. Zdarzyły się w życiu mojej rodziny rzeczy tak straszne, że nie miałam ochoty ani sił na nic. Już jest trochę lepiej, ale pojawiła się rana, która nie zagoi się już nigdy. Zastanawiałam się nawet czy w związku z tym nie przesunąć jeszcze naszych starań, ale zdecydowaliśmy w końcu wystartować. Życie w ostatnich tygodniach nauczyło mnie jednego. Nie ma rzeczy niemożliwych. Zdarzyć się może dosłownie wszystko. Zarówno coś złego, jak i dobrego. Często nie mamy na to po prostu wpływu. Z tą myślą zaczeliśmy nasza procedurę. Będzie to, co przyniesie nam los.
Pierwszy zastrzyk, bardzo delikatnie :) wkuł mąż w mój brzuch 3 pażdziernika. Ja raczej nie przepadam za strzykawkami. Przez ten kilkanaście dni nawet za bardzo nie miałam ochoty na to patrzec. Zazwyczaj wtedy odwracałam wzrok. Pomagało :) Pierwsze USG w 8 dniu cyklu pokazało 7 pecherzyków. Byłam umiarkowanie zadowolona. Liczyłam, że trochę mocniej zareaguje na stymulację, ale okazało się że mój prawy jajnik nie ma za bardzo ochoty współpracować. Udało mu się w tym czasie wyprodukować tylko dwa małe jajeczka. Martwiło mnie to trochę. Zresztą on chyba zawsze był taki leniwy, bo bardzo rzadko czuję, że on pracuje. Zazwyczaj mocniej i częściej odzywa się ten lewy. Chyba już tak moja uroda. Za dwa dni kolejna kotrola, podczas której okazało się, że z tych 6 jajeczek, 4 wybiły sie na prowadzenie i są wyraźnie większe od pozostałych. Wtedy to poczułam już dość mocny stres. Martwiłam się, że tylko 4 pęcherzyki są obiecujące. Bałam się okropnie, że co będzie, jak będa niedojrzałe albo jak nie będą chciały się zapłodnić. Zdenerwowanie było, chociaż tłumaczyłam sama sobie, że 4 to i tak dobrze. Najważniejsza jest jakość przecież:) Bałam się teraz o te 4. Modliłam się, żeby bezpiecznie dotrwały do punkcji.
Punkcja odbyła się wczoraj!
Stres przed oczywiście był, ale okazało się że zupełnie niepotrzebnie. Wszyscy byli bardzo mili, czułam się w pełni zaopiekowana. Po 3 sekundach, jak podano narkozę już smacznie spałam:) Obudziłam się z lekkim bólem brzucha, szumem w głowie i mężem obok. Z tego ostatniego najbardziej się ucieszyłam :) Okazało się, że pobrano 6 jajeczek. Wynik nie powala, ale ja byłam dobrej myśli. Raczej z uśmiechem i ogromną nadzieją wychodziłam 2 godziny póżniej z Kliniki.
Dzisiaj rano miałam otrzymać informację, ile mamy zapłodnionych jajeczek. Trudno mi było zasnąć w nocy z tych nerwów, ale wierzyłam mocno, że uda się przynajmniej z połową.
No i się udało!!!!
Zapłodniły się wszystkie. Byłam w dużym szoku. Nie marzyłam nawet o tym. Radość na razie mnie rozpiera i wierzę naprawdę, że będzie dobrze.
Zdecydowaliśmy się na to, żeby Maluchy wykształciły się do stadium Blastocysty. Transfer w sobotę. Już nie mogę się doczekać! Już tak bardzo chciałabym mieć jednego Bąbelka przy sobie! Trochę smuci mnie to, że tak nie jest, ale to jeszcze kilka dni. Jakoś wytrzymam. Najwazniejsze, żeby Maluchy z nami zostały i dzielnie się dzieliły. Wierzę w nie mocno!
Unoszę się na fali nadziei i radości i wierzę, w szczęśliwy koniec mojej niepłodnościowej historii. Strach oczywiście pojawia się często, ale staram się go w sobie tłumic. Musi w końcu i dla nas zaświecić słońce.
Po punkcji czuję się średnio. Mam trochę wzdęty brzuch, który czasem pobolewa. Na razie biorę tabletki przeciwbólowe, dużo piję i leniuchuje. Mam zwolnienie do soboty, także wykorzystuje ten czas na pełen relaks. Oby do wekkendu.
Trzymajcie kciuki!
wtorek, 17 października 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Update:)
Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...
-
Jestem już po pierwszej wizycie. Zobaczyłam w końcu swojego maluszka i jego bijące serduszko. Nie da się opisać emocji, które temu towarzysz...
-
U mnie na razie nic nowego w temacie staraniowym:) Byłam kilka dni temu u tego bioenergo, ale jakoś nic nowego mi nie wniósł do sprawy. Tyl...
-
Postanowiłam w tym cyklu zadziałać trochę na własną rękę:) Chyba w przyszłym już trzeba będzie umówić się na wizytę, ale ten jeszcze na luzi...
Trzymam bardzo mocno 😀😀 to dobry wynik, czuję, że będzie dobrze 😀😀 jestem pewna, że ta ciemność nie będzie trwać wiecznie i niedługo zaświeci piękne słońce!!!!
OdpowiedzUsuńDziekuje Marysiu:)oby bylo tak jak piszesz :)
UsuńCzuję bardzo pozytywne emocje i tak ma byc :) Życzę powodzenia w sobotę i czekam na jeszcze bardziej pozytywne posty!
OdpowiedzUsuńOptymizm w koncu sie pojawil. Licze ze zostanie juz na dlugo:)
UsuńWitaj Agnieszko, cieszę się z Twojego dobrego nastawienia i bardzo mocno trzymam kciuki za Was i za Wasze Maluchy! Ja jestem tuż przed pobraniem komórek, wykształciło się u mnie aż 20 pęcherzyków, a jutro okaże się czy w kazdym z nich jest komórka czy może są po prostu puste. Ja też myślę pozytywnie, choć przyznaję, że dopada mnie czasem uczucie niepewności i strachu przed tym czego się dowiem i co będzie dalej... Tymczasem powodzenia!!! : )
OdpowiedzUsuń