Wiem, że z moją regularnością blogowych wpisów jest gorzej niź żle:( czas tak szybko ucieka, że nawet nie zauważyłam, że od ostatniego wpisu juz dwa miesiące mineły. Dla mnie to była chwila:)
Z jednej strony to było dużo czasu na załatwianie potrzebnych badań i dokumentów, a z drugiej strony okazało się, że jednak nie wystarczyło go na wszystko. Wolno to nam wszystko idzie...
Już drugi tydzień czekamy na dokumenty z kasy chorych i od mojego ginekologa. Potrzebowaliśmy w sumie tylko podpisów, ale jak widać, nie spieszą się tu z niczym.
No ale spodziewamy się ich na dniach i wtedy odsyłamy je do Kliniki. Po tym to już chyba czeka nas tylko rozmowa o samej procedurze. Już mamy chyba wszystkie niezbędne badania. Nie było ich dużo. Hormony, przeciwciała różyczkowe, HIV, HCV, Spermiogram. I w sumie tyle. Nie jest tego dużo. Martwi mnie to trochę, ale mam nadzieję, że moja doktor wie co robi. Nie miałam jeszcze żadnego USG. Pewnie czekają na wszystkie ddokumenty i dopiero wtedy przebadają mnie gruntownie.
Bardzo martwi mnie też jedna rzecz. Moja prolaktyna. Napisać, że nie mieści się w normie, to mało powiedziane. Jest podwyższona dwukrotnie. Myślałam, że po unormowaniu tarczycy, ona też spadnie. Tak się niestety nie dzieje. Dostałam skierowanie do radiologa. Może mam jeszcze w pakiecie jakiegoś mikrogruczolaka? Nie zdziwiłabym się. Czasami mam wrażenie, że mój własny organizm mówi stanowcze NIE wszelkiej ciąży. To taka walka samym ze soba....Ciekawa jestem kto tą batalię wygra? Na razie recepty na żadne leki za zbicie prolaktyny nie otrzymałam. Nie wiem czy czekają na wynik badania, czy to dlatego, że wysoka prolaktyna i In Vitro się nie wykluczają. Tak przynajmniej czytałam. Nie wiem czy to do końca prawda. Mam zamiar napisać maila do mojej doktor i wypytać się o to, bo spędza mi to sen z powiek....
Pewnie nie uda nam się zacząć tego w czerwcu. Zresztą nawet na to nie liczyłam, bo pod koniec tego miesiąca zaczynam urlop i jedziemy na dwa tygodnie do Polski. A to byłby raczej kluczowy moment całej procedury. Mam tylko nadzieję, że lipiec, to już będzie ten czas, gdy wszystko nabierze tempa i w końcu przybliżę się bardziej do tego upragnionego momentu.
Na razie jestem dobrem myśli i czasem uśmiecham się sama do siebie, gdy myślę, co dobrego może wydarzyć się w najbliższych miesiacach. Wierzę, że będą to same dobre rzeczy..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Update:)
Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...
-
Jestem już po pierwszej wizycie. Zobaczyłam w końcu swojego maluszka i jego bijące serduszko. Nie da się opisać emocji, które temu towarzysz...
-
U mnie na razie nic nowego w temacie staraniowym:) Byłam kilka dni temu u tego bioenergo, ale jakoś nic nowego mi nie wniósł do sprawy. Tyl...
-
Postanowiłam w tym cyklu zadziałać trochę na własną rękę:) Chyba w przyszłym już trzeba będzie umówić się na wizytę, ale ten jeszcze na luzi...
To faktycznie dość długo to trwa przy tak małej ilości badań. Ale chyba koniec przygotowań już widać i wkrótce będzie ustalony plan działania na najbliższe miesiące :)
OdpowiedzUsuńCo do prolaktyny to nie znam sie :(
Życzę wytrwałości i powodzenia!
Jak już załatwicie potrzebne formalności, to pójdzie z górki. Prolaktyną się nie martw, łatwo ją zbijesz dostinex'em. Zawsze możesz doradzić się innego lekarza.
OdpowiedzUsuńUściski ☺
Jeśli chodzi o prolaktynę to ja miałam podwyższoną nieznacznie- ok 10-15% i dostałam Bromergon na wyregulowanie. Ale nie wiem jaki to ma wpływ na in vitro.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce wszystko przyspieszy :)