Pesymizm
Myśl o tym, żeby mieć dzieci pojawiła się u mnie dość wcześnie. Szybko instynkt macierzyński dał znać o sobie:) Zawsze jednak w tyle głowy kołatała się mi myśl, że nie będę tych dzieci mieć, że pojawią się pewne problemy, które uniemożliwią ich posiadanie. Nie wiem naprawdę skąd te czarne myśli. Najgorsze jest to, że w pewnym momencie sama w to uwierzyłam... Potem poznałam tego właściwego, był ślub i jakiś czas potem zaczęły się starania. Bardzo chciałam tego dziecka, ale sama nie wierzyłam, że zajdę w ciąże. Wiem, że to strasznie głupio brzmi, ale tak właśnie było. Mój mąż zbytnio się nie martwił. On wierzył, że nie wszyscy mają tak łatwo i że w końcu musi się udać. Niestety... Spełniły się moje czarne przepowiednie. Mój lekarz uparcie twierdził, że nie ma podstaw do niepokoju i trzeba uzbroić się w cierpliwość i próbować. I tak minęły dwa lata... Zdecydowałam się zmienić lekarza, który zdecydowanie przystąpił do diagnostyki... Badanie hormonów, armii męża, obserwacja cyklu. No i w końcu laparoskopia. No jak już pisałam wyszły pewne niepokojące rzeczy. Endometrioza I stopnia, podwyższona prolaktyna, która sprawia, że owulacja nie zawsze jest. Leczyłam się przez rok- stymulacje cyklu - clo i duphaston. Na razie bez rezultatów. Postanowiłam zrobić sobie przerwę od lekarzy i przez kilka miesięcy spróbować czegoś innego. Wiem, że dla niektórych może być to conajmniej dziwne, ale chce zaryzykować. Miesiąc temu poszłam do bioenergoterapeuty. Dlaczego? Bo znam kilka potwierdzonych przypadków osób, które poszły do niego z takim samym problemem, a teraz cieszą się ze swoich maleństw. Dla mnie samej jest to dziwna sytuacja, bo jestem raczej racjonalnym człowiekiem, ale mogłabym kiedyś żałować, że tego nie spróbowałam. Zobaczymy co czas pokaże:)
wtorek, 5 lutego 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Update:)
Miałam plan, że poprzedni post będzie moim ostatnim na tym blogu. Nie czuję juz tego pisania:) a zresztą moje wpisy wyglądały by bardzo podo...
-
Jestem już po pierwszej wizycie. Zobaczyłam w końcu swojego maluszka i jego bijące serduszko. Nie da się opisać emocji, które temu towarzysz...
-
U mnie na razie nic nowego w temacie staraniowym:) Byłam kilka dni temu u tego bioenergo, ale jakoś nic nowego mi nie wniósł do sprawy. Tyl...
-
Postanowiłam w tym cyklu zadziałać trochę na własną rękę:) Chyba w przyszłym już trzeba będzie umówić się na wizytę, ale ten jeszcze na luzi...
fuck, mam identycznie, od zawsze "wiedziałam" że nie będę miała dzieci, pamiętam jak byłam mała to mówiłam że nie mogę mieć dzieci i nawet powiedziałam kiedyś że boję się że jestem bezpłodna (miałam z 12 lat). Później nie chciałam mieć dzieci, zarzekałam że ich nie będę mieć, później wyszłam za mąż, zachciałam dzieci i dupa.... wykrakałam. Nie wiem jak to jest możliwe że od małego przeczuwałam niepłodność? Teraz siedzę i płaczę bo wiem co mi jest (endometrioza, PCOS, hiperprolaktynemia, mięśniaki) i kompletnie tego nie czuję, żeby kiedyś coś się miało zmienić, po prostu nie widzę siebie jako matki, po prostu WIEM że nigdy nie będę miała dzieci, chociaż bardzo bym chciała i mój mąż też. Leczę się zupełnie bez przekonania, czuję że to taka walka z wiatrakami, staram się zająć czymś innym bo przecież nie mogę stracić życia płacząc z powodu niepłodności, jest tyle pięknych rzeczy na tym świecie. Staram się ale świadomość niepłodności (a raczej bezpłodności) zdominowała moje życie i cały czas o tym myślę. Nie umiem sobie z tym poradzić, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń